Zdarzenie miało miejsce kilka dni temu. Trzynastolatka wsiadła do autobusu komunikacji miejskiej w okolicach ulicy Nowodworskiej. Jechała na zajęcia do SDK „Kopernik”. Spieszyła się i zapomniała zabrać bilet miesięczny z domu, wobec czego chciała kupić bilet w autobusie. Niestety, miała tylko gotówkę i szukała kogoś, kto kupi jej bilet w biletomacie. Niestety, zanim jej się to udało, wpadła w ręce kontrolera biletów, który nie przyjmował żadnego wyjaśnienia. Wystraszoną i zapłakaną trzynastolatkę wywiózł na drugi koniec miasta, do zajezdni na ulicy Domejki. Dziecko było przerażone, nie wiedziało, gdzie jest. Kanar wezwał policjantów, którzy jedynie odebrali dziewczynkę z rąk, odwieźli do domu i oddali rodzicom.

Kontroler działała nadal. Dwie godziny później wpadł mu obywatel Ukrainy, który jechał do pracy. Mężczyzna nie miał biletu, więc wspólnie z kontrolerem jeździł po mieście około dwóch godzin, aż w końcu także wylądował w zajezdni przy Domejki. Rzekomo zepsuł się autobus i nie mógł zatrzymać. Gapowicz dostał mandat, ale do pracy spóźnił się dwie godziny.

Kolejny incydent zdarzył się dzień później. Opisała go jedna z pasażerek autobusu na facebooku. Pan kontroler zastąpił drogę próbującemu dojść do kasownika mężczyźnie, uniemożliwiając mu w ten sposób skasowanie biletu.

Kilka tygodni temu pisaliśmy o innym „kanarze”, którego pasażerowie chwalili za podejście do pracy. Starszy pan kontroler według relacji pasażerów i to nie gapowiczów, jest odmiennością tamtego. Przede wszystkim nie zna znaczenia słowa empatia. Wożąc po mieście przestraszone trzynastoletnie dziecko pokazał, że w pełni zasługuje na opinie, jakie o nim krążą.