Kamizelka daje pacjentowi możliwość powrotu do wykonywania większości normalnych codziennych czynności. Wraz z pasem zawierającym elektrody chory nosi ją cały dzień pod ubraniem. Może ją ściągnąć na przykład w przypadku korzystania z prysznica. Połączony z nią zasilany bateryjnie monitor, który jest noszony na pasku, cały czas rejestruje rytm pracy serca. Gdy dojdzie do ich zaburzeń, uruchamia się defibrylatotor, który za pomocą dodatkowych wstrząsów przywraca pracę serca do normy. Dzięki urządzeniu czas reakcji skraca się do minimum, co ma istotne znaczenie dla przeżycia pacjentów z zagrożeniem nagłym zgonem sercowym, a w grę wchodzą minuty i sekundy.
- W przypadkach oczywistych pacjentom z trwałym ryzykiem nagłego zgonu sercowego wszczepiamy kardiowertery, ale jeżeli mamy domniemanie i nadzieję, że zachodzi możliwość wycofania się choroby, to kamizelka jest właściwym rozwiązaniem – wyjaśnia Barbara Engel.
- Zyskujemy czas na obserwację i monitorowanie pracy serca pacjenta, a także na podjęcie decyzji co do planów w zakresie kontynuowaniu leczenia. Musimy przecież pamiętać, że wszczepienie i następnie wyjęcie kardiowertera zawsze niesie ze sobą ryzyko narażenia dla zdrowia i życia pacjenta.
Warto również podkreślić, że kamizelki defibrylujące są zalecane przez Międzynarodowe Towarzystwo Transplantacji Serca i Płuc między innymi jako terapia pomostowa dla pacjentów oczekujących na przeszczepienie serca.