- Odbyło się spotkanie przedstawicieli wydziału zdrowia i spraw społecznych z przedstawicielami legnickich aptek. Uczestniczyło w nim 15 reprezentantów aptek, którzy stwierdzili, że zainteresowanie klientów w godzinach nocnych jest znikome, a jeśli się zjawiają, kupują głównie leki przeciwbólowe, pojemniki na mocz, testy. Bardzo rzadko antybiotyki, czy inne leki na receptę. Żaden z nich nie był zainteresowany prowadzenia całonocnych dyżurów – informuje Piotr Seifert, rzecznik prasowy urzędu miasta.

- Osoby z zagrożeniem życia, potrzebujące natychmiastowej interwencji lekarskiej są zaopatrywane w SOR-ze i tam też otrzymują pierwsze potrzebne lekarstwa- dodaje rzecznik prezydenta.

Sęk w tym, że nie wszyscy chorzy kwalifikują się do pomocy w szpitalnym oddziale ratunkowym i trafiają do lekarzy nocnej i świątecznej pomocy, a jest ich niemało. Tam otrzymują diagnozę i receptę.

- Możemy zaopatrzyć jedynie dzieci w leki przeciwgorączkowe. Dla każdej mamy stan dziecka wymaga pilnej interwencji. O ewentualnej hospitalizacji decyduje lekarz – wyjaśnia Krzysztof Maciejak, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.

W myśl nowelizacji ustawy refundacyjnej gmina nie może już zmusić aptekarzy do nocnych dyżurów. Może je jednak przekonać finansowo. Za jedną godzinę gmina, w tym przypadku miasto musiałoby zapłacić aptece 148,47 zł, czyli wyłożyć około pół miliona w ciągu roku. Miasto jak widać albo daru przekonywania nie ma, albo przekonać nie próbowało i blisko stutysięczne miasto w godzinach nocnych pozbawione jest apteki.

Jaka jest rada dla legniczan? Nie chorujcie w nocy, a jeśli już się zdarzy, apteki szukajcie w którymś z ościennych miasteczek powiatowych.