Jan F., który w tej sprawie odpowiada w warunkach recydywy, konsekwentnie nie przyznaje się do winy oraz odmówił składania wyjaśnień. Sąd pod przewodnictwem Bartłomieja Tretera przesłuchał trzech świadków zdarzenia z nocy z 3 na 4 grudnia 2017 roku, którzy kilkakrotnie zmieniali zeznania w tej sprawie, którzy usłyszeli wyroki w zawieszeniu za utrudnianie postępowania poprzez składanie fałszywych zeznań. Samanta A., Patryk F. i Paweł K. nie pamiętali wielu faktów sprzed sześciu lat, pamiętali natomiast, że zeznawali fałszywie pod wpływem brutalności policji. Samanta A. nawet przed prokuratorem zeznała, że Jan F. Kopał leżącego Sławomira Nowiczonka, po tym jak potraktował go wcześniej „z główki”.
- Nie było żadnego kopania. To policja na mnie naciskała podczas przesłuchania, wmawiając mi, że na pewno ktoś robił coś więcej niż ten cios głową i pokazując mi zdjęcie nieżyjącego mężczyzny (…) Nie powiedziałam prokuratorowi, że policjanci kazali mi podawać inną wersję bo się bałam policjantów – mówiła Samanta A.
Podobnie zeznawali dwaj pozostali świadkowie, mówiąc, że zeznania o tym, że Jan F. kopał leżącego Nowiczonka, zostały wymuszone przez policję.
- Policjant w sposób wulgarny wpierał mi to czego nie było. Że go skopaliśmy, skalaliśmy po nim. Zeznałem, że to nieprawda. Zostałem dwa albo trzy razy uderzony – zeznał Paweł K.
Według relacji wszystkich trojga Sławomir Nowiczonek kilkakrotnie podchodził do garażu, niewyraźnie bełkotał i był wypraszany. Za trzecim razem biegł w stronę garażu z cegłówkami lub kosatkami brukowymi niesionymi na wysokości ramion, lub głowy, dlatego Jan F. Złapał go i uderzył „z główki”. Po tym, jak mężczyzna upadł, F. przerażony, że trafi do więzienia, uzgodnił z pozostałymi, że przedstawią relację, że mężczyzna uderzył się głową w drzwi garażu. Zeznania kilkakrotnie zmieniali.
W lipcu zeznawać będą kolejni świadkowie i biegli sądowi.
Przypomnijmy. Tragedia rozegrała się w grudniu 2017 roku. Sławomir Nowiczonek pobity trafił nieprzytomny na SOR i zmarł. W sprawie zatrzymano kilka osób. Jedna z nich Jan F. Usłyszał zarzut ciężkiego uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym. Sąd Okręgowy w Legnicy uznał jednak, że Jan F. działał w warunkach obrony koniecznej.