Dziki, które powinny kojarzyć się z lasem, coraz częściej kojarzą się z ulicami, podwórkami, placami zabaw i parkami miejskimi. Legnickie służby są codziennie dosłownie zasypywane informacjami o tym, gdzie żywe lub martwe zwierzęta były widziane. Niepokój rodziców wzbudza fakt, że odwiedzają okolice Szkoły Podstawowej nr 18 i "Budowlanki".

- Na każde zgłoszenie o dzikach reagujemy. Natychmiast na miejsce wysyłana jest straż miejska. W przypadku, gdy wchodzą na tereny uczęszczane przez ludzi, stosujemy tam płyny odstraszające. Znaleźliśmy firmę, która będzie odławiać dziki. Nadal nie można ich w tej chwili przemieszczać z powodu zagrożenia ASF, dlatego po odłowieniu będą musiały zostać uśmiercone i to będziemy robić. Jesteśmy już po odpowiednich ustaleniach z powiatowym lekarzem weterynarii. Niestety, od pewnego czasu w Legnicy nie ma łowczego, a na odłów z uśmierceniem musimy mieć porozumienie z przedstawicielem związku łowieckiego. Dopiero wtedy będzie wiadomo, jaki jest limit odstrzału sanitarnego. Niestety, łowczy z Wałbrzycha, pod którego jurysdykcją obecnie znajduje się okręg legnicki, może się zjawić dopiero na początku przyszłego tygodnia – mówi Sławomir Masojć, dyrektor wydziału zarządzania i obrony cywilnej.

- Codziennie otrzymujemy zgłoszenie o padłym dziku w Legnicy i okolicach. Koszt utylizacji takiego zwierzaka to kwota rzędu około 1,5 tysiąca złotych. Koszt odstrzału i utylizacji wynosi kilka tysięcy złotych – dodaje Sławomir Masojć.

Jeśli już napotkamy na naszej drodze dzika, ważne jest, aby zachować spokój. Nie należy krzyczeć ani próbować odganiać czy próbować go dotykać. Specjaliści radzą, że najlepiej po prostu się wycofać. Jeśli zacznie biec w naszą stronę, po prostu zejść mu z drogi. Ważące czasem nawet 300 kg dorosłe dziki nie są zbyt zwrotne. Potrzebują dużo czasu, by wyhamować i zmienić kierunek, dlatego spokój i odejście jest najlepszym ratunkiem. Warto też pamiętać, że dziki chętnie korzystają ze „stołówek”, które legniczanie przygotowują dla bezpańskich kotów. Nie omijają też śmietników, wokół których często walają się resztki jedzenia, które sami tam zostawiamy.