Monika M. była matką sześciorga dzieci. Decyzją sądu wszystkie oprócz Szymonka zostały jej odebrane. W październiku 2020 roku sąd ograniczył prawa rodzicielskie zarówno jej i Dariuszowi P. Kobieta miała problem z alkoholem, podobny problem miał jej partner. Nie był to jednak jego jedyny problem.
Mężczyzna w 2018 roku za dobre sprawowanie opuścił zakład karny, w którym odsiadywał wyrok 12 lat więzienia za pobicie, którego następstwem była śmierć 61-letniego mężczyzny. Podobnie jak w przypadku Szymonka, śmierć nastąpiła w wyniku między innymi urazu czaszkowo-mózgowego.
- Jednak tych interwencji policji nie było wiele i nie wynikały z nich jakieś wyjątkowo niepokojące sygnały. Faktem jednak jest, że doszło do odebrania Monice M. władzy rodzicielskiej nad dziećmi – mówił Bartłomiej Treter, sędzia Sądu Okręgowego w Legnicy.
- Z żadnych dowodów nie wynika fakt, aby oskarżeni znęcali się nad Szymonem. Można mieć zastrzeżenia, co do sprawowania opieki, był tam problem alkoholowy, opieka w stanie nietrzeźwości nad małoletnim musiała mieć miejsce wielokrotnie, to nie prowadziło jednak do wniosku, że dochodziło do znęcania się nad dzieckiem – uzasadniał sędzia Bartłomiej Treter.
Fakt, że Monika M. po wypiciu z partnerem około litra wódki opuściła mieszkanie i zostawiła swojego synka z pijanym ojcem zdaniem sądu nie oznaczał, że naraziła dziecko na niebezpieczeństwo. Robiła to wielokrotnie. Nie miało dla sądu znaczenie, że dziecko zostało z osobą, która jest alkoholikiem i pobiła wcześniej drugiego człowieka na śmierć. Kobieta została uniewinniona.
Ojciec, który został sam z dzieckiem, miał dość płaczu chłopca, którego nie mógł uspokoić,w końcu stracił cierpliwość, uderzył chłopca, który jak twierdził, wyrywał się z rąk i stąd sińce na rękach i innych częściach ciała. A wyrywał się jego zdaniem tak, że sam upadł z wielką siłą na betonową podłogę, czego skutkiem było pęknięcie podstawy czaszki i obrażenia skutkujące śmiercią. Sąd uznał, jednocześnie, że nie ma też dowodów, że Dariusz P. wcześniej używał przemocy wobec Szymona. Sygnały sąsiadów, że dziecko płakało nie oznaczają, że było bite. Obrażenia na ciele dziecka były świeże.
- Wbrew temu, co prokurator przyjął, nie mamy żadnych dowodów, aby zachowanie sprawcy miało bezpośrednio zmierzać do śmierci pokrzywdzonego, czy też że śmierć dziecka była mu obojętna. Kiedy zauważył, że z jego synem coś zaczęło się dziać, podjął działania ratunkowe, które okazały się nieskuteczne, jednak to wskazuje, że znamion sprawcy, które chciał mu przypisać prokurator, nie mają pokrycia w materiale dowodowym – uzasadniał wyrok sędzia Bartłomiej Treter.
- Sąd wymierzył mu sankcję najwyższą, jeśli chodzi o prawo karne, czyli karę 25 lat pozbawienia wolności. Zdecydował o tym fakt, że w zasadzie ze strony oskarżonego, poza tym, ze dokonał czynu pod wpływem nagłego impulsu, nie ma żadnych okoliczności łagodzących – podsumował sędzia.
- Wstępna analiza motywów zapadłego orzeczenia skłania do stwierdzenia, że ten wyrok jest niesłuszny. Na pewno zostanie złożony wniosek o sporządzenie pisemnych motywów wyroku i zapewne zostanie wywiedziona apelacja – stwierdza Hubert Budkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
- Trudno znaleźć okoliczności, które skłoniły sąd do niewymierzenia kary dożywotniego pozbawienia wolności w stosunku do pana oskarżonego. Przypominam, że on już był skazany za czyny użycia przemocy ze skutkiem siertelnym, a tutaj dopuścił się tego czynu wobec bezbronnego syna, nad którym miał obowiązek opieki. Trudno jakiekolwiek okoliczności łagodzące znaleźć w tym zakresie. Co do oskarżonej, należy dokonać kompleksowej oceny materiału dowodowego po uzyskaniu pisemnych pisemnego uzasadnienia wyroku w powiązaniu z całokształtem materiału dowodowego – podsumował prokurator.