Pan Mirosław urodził się i wychował w Trzcińcu pod Bogatynią. Do Legnicy przyjechał w 1978 roku. W sąsiedztwie odkrywki i elektrowni nadal mieszka jego rodzina, którą często odwiedza. Zdanie na temat życia na węglu brunatnym ma nieco inne niż, bohaterowie naszego reportażu „Żyją nad wielką dziurą i sobie chwalą”.
- Ja nawet rozumiem mieszkających tam ludzi. Kopalnia i elektrownia dają im chleb. Do niedogodności przez te wszystkie lata się przyzwyczaili. Nie można jednak pomijać pewnych ważnych spraw – mówi Mirosław Irzymski.
Według pana Mirosława do takich należy degrengolada środowiska.
- Pojedźcie pod Bogatynię, jak napada trochę śniegu. Po dwóch dniach jest on szary a nie biały. Pył to zmora mieszkańców tego regionu. Powietrze jest tam zanieczyszczone dodatkowo przez to, że większość ludzi mieszkających w miejscowościach pod Bogatynią ogrzewa swoje domy węglem brunatnym. W mieszkaniach nie mają nawet kaloryferów! Jest tak, bo im się tak opłaca. Wykorzystują deputaty węglowe. Warto podkreślić jeszcze inną paradoksalną sytuację z prądem. Często są przerwy w jego dostawie do gospodarstw domowych. A wszystko to pod nosem wielkiego producenta energii! - opowiada.
- Przez te wszystkie lata elektrownia i kopalnia faktycznie zainwestowała spore sumy w ekologię i Bogatynię. Ale przedstawianie życia w tym regionie w jasnych barwach jest dużą przesadą. Ludzie głośno nie narzekają, bo mają pracę, niezłe zarobki i socjal. Ja tam jednak na pewno nie wrócę ze swoją rodziną. Więcej! Już z żoną podjęliśmy decyzję, że jak zacznie powstawać kombinat pod Legnicą, to uciekamy z niej – dodaje pan Mirosław.