Na oficjalną deklarację, że było inaczej jednak się nie zdecydowali. Gdy sesja została wznowiona, nie zostawili już żadnych wątpliwości i wystąpili przeciwko własnemu klubowi już otwarcie.
Ale po kolei. Na trzy fotele wiceprzewodniczących zgłoszono Ryszarda Kępę z klubu prezydenckiego, Benedykta Ksiądzynę z Porozumienia dla Legnicy oraz Jana Szynalskiego z PO. Kępa otrzymał 22 głosy (1 nieważny), a Ksiądzyna 21 głosów (1 przeciw, 1 nieważny). Szynalskiego poparło 11 tylko radnych, przeciwko było również 11, a 1 głos był nieważny.
Chwilę później radny PO Jarosław Rabczenko ponownie zgłosił kandydaturę Szynalskiego. Zareagował na to Jacek Kiełb, który zgłosił ... siebie. W tym momencie honorem uniósł się Szynalski i zrezygnował z kandydowania. Rabczenko zgłosił więc innego klubowego kolegę - Macieja Kupaja. Wewnętrzpartyjny pojedynek wygrał Kiełb, który dostał 15 głosów. Na Kupaja zagłosowało 8 radnych.
Szynalski, były szef rady miejskiej w poprzedniej kadencji został na lodzie. Podobnie, jak piątka radnych PO i trzech z PdL.
Po pierwszej sesji w radzie wyraźnie zarysowała się nieformalna koalicja radnych prezydenta z PiS. Czy dołączy do niej trójka "rozłamowców" z PO? Czas pokaże. Szef klubu radnych PO Jarosław Rabczenko pytanie o dalszą współpracę z Kiełbem, Żabickim i Pichlą zbył milczeniem.