- Na pewno musimy wyciągnąć wnioski z tego, co się stało. Nie jestem zwolennikiem rewolucji. Czekają nas zmiany, ale na zasadzie ewolucji. Partyjne szeregi na pewno zostaną odmłodzone, choć uważam, że i teraz sporo w nich jest ludzi młodych, chętnych do pracy - mówi Michał Huzarski.
Konsekwencją wyborczej porażki będzie z pewnością zmiana partyjnych władz. Kadencja obecnego zarządu, na czele którego stoi Kazimierz Hałaszyński kończy się w marcu. Niewykluczone jednak, że do miejskiego zjazdu SLD dojdzie dużo wcześniej. Nieoficjalnie mówi się, że na stanowisku przewodniczącego zastąpi go Huzarski, choć on sam dziś unika spekulacji na ten temat.
Chętniej za to komentuje swój wynik wyborczy, którego wstydzić się nie musi. Huzarski otrzymał w okręgu legnickim 7435 głosów. Większym poparciem mogą pochwalić się jedynie Krzysztof Skóra z PiS, Jerzy Michalak z PO i Tadeusz Samborski z PSL.
- Myślę, że osiągnąłem super wynik. Szkoda tylko, że na nic się on zdał. Niestety zabrakło większego poparcia dla całego SLD, to nie tylko w regionie, ale w kraju - ocenia Michał Huzarski, który cztery lata otrzymał ponad 11 tysięcy głosów, co było wówczas najlepszym wynikiem w okręgu legnickim.
Polityk SLD przyznaje, że ma mieszane uczucia, co do kampanii wyborczej i zamieszania wokół liczenia głosów.
- Dziwi mnie dobry rezultat Tadeusza Samborskiego w samej Legnicy i PSL w całym regionie. To pokazuje, że książeczki z listami wyborczymi zamiast tzw. "płacht" nie były zbyt szczęśliwym rozwiązaniem - mówi Huzarski.
- Warto się też zastanowić nad zmianą przepisów regulujących kampanię wyborczą. Myślę, że zakaz wywieszania bilbordów i dużych plakatów byłby dobrym rozwiązaniem, które wyrównałoby szanse komitetów. Nie wszystkie bowiem dysponują możnymi sponsorami - dodaje.