W środę sąd przesłuchał pięcioro strażników miejskich i wysłuchał mów końcowych. Prokurator Borys Daszkiewicz zażądał dla Pawła N. czterech miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz 500 zł grzywny.
Strażnik został oskarżony o niedopełnienie obowiązków służbowych. Chodzi o zdarzenie, które miało miejsce w czerwcu ubiegłego roku. Paweł N. interweniował przy ul. Muzealnej w sprawie nieprawidłowo zaparkowanego samochodu. Wezwał do komendy jego właścicielkę, by ukarać ją mandatem w wysokości 100 złotych. Kobieta nie przyjęła go i wyszła z budynku.
Strażnik nie skierował jednak sprawy do sądu. Sporządził za to notatkę służbową, z której wynikało, że ograniczył się jedynie do pouczenia. Zdaniem prokuratury poświadczył tym samym nieprawdę.
- Jako funkcjonariusz publiczny powinien stać na straży prawa. Jego obowiązkiem było skierowanie wniosku o ukaranie kierowcy nieprawidłowo zaparkowanego samochodu. Jego zasadność powinien ocenić już sąd - argumentował w trakcie mowy końcowej prokurator Borys Daszkiewicz.
STRAŻNIK Z WYROKIEM, BO MIAŁ MIĘKKIE SERCE?
Obrońca Pawła N. mecenas Paweł Banach wnioskował o uniewinnienie, ewentualnie o umorzenie sprawy ze względu na znikomą szkodliwość czynu.
- Paweł N. miał suwerenne prawo do podjęcia decyzji w tej sprawie. W trakcie interwencji nabrał wątpliwości, co do słuszności mandatu. Trochę zlitował się nad kobietą. Wszystko opisał w notatce służbowej. Nie mamy do czynienia z żadnymi naciskami, czy też przyjęciem korzyści. Dlatego też uznanie go winnym i ukaranie byłoby zbyt surowe, bo przecież straci pracę - mówił adwokat.
Paweł N. jest zawieszony w służbie i pobiera połowę wynagrodzenia. W sądzie poprosił o uniewinnienie. Podkreślił, że jak najszybciej chce wrócić do pracy.