W poniedziałek związkowcy z komisji zakładowej NSZZ „Solidarność” w MOPS wręczyli dyrekcji ośrodka i prezydentowi pismo z żądaniem podwyżek wynagrodzeń dla wszystkich pracowników.

- Domagamy się 20-prcoentowych podwyżek wynagrodzeń, ale nie mniejszych niż 400 złotych brutto. Jeśli nasze żądania nie zostaną zrealizowane, rozpoczniemy akcję protestacyjną na szeroką skalę – mówi Katarzyna Wojtkowska, przewodnicząca zakładowej „Solidarności”.

Protest związkowców reprezentujących prawie 400-osobową załogę MOPS rozpoczął się w październiku ubiegłego roku. Pracownicy pomocy społecznej pikietowali nas sesjach rady miejskiej, a także pod Ratuszem. Prezydent Tadeusz Krzakowski pozostał jednak niewzruszony. Konsekwentnie odmawiał podwyżek.

- Nie istnieje żadna możliwość zwiększenia wydatków bieżących, do których należą płace bez odpowiedniego pokrycia w budżetowych dochodach. Inaczej mówiąc, aby cokolwiek wydać, trzeba najpierw zarobić – napisał do w liście do pracowników MOPS, dając jasno do zrozumienia, że o lepszych zarobkach mogą zapomnieć.

Pracownicy MOPS jesienią żądali podwyżki wysokości 300 zł. Dziś chcą o 100 zł więcej.

- Od tej pory nikt z Ratusza z nami nie rozmawia. Tymczasem w kieszenie pracowników ośrodka bieda zagląda coraz odważniej. To zgroza, ale coraz więcej z nich ustawia się w kolejce po zasiłki z pomocy społecznej – mówi przewodnicząca Katarzyna Wojtkowska.

Związkowcy czekają teraz na odpowiedź prezydenta. I zastanawiają się nad zaostrzeniem protestu.

- Niestety jako pracownicy samorządowi nie mamy prawa zorganizować strajku. I władza na tym bazuje. Wybierzemy jednak taką formę protestu, by była odczuwalna dla władzy i legniczan. Może wtedy nasza sytuacja zostanie dostrzeżona – kończy Wojtkowska.

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zatrudnia dziś prawie 400 osób. Średnia płaca szeregowych pracowników to 1990 złotych brutto.